Wojna przeciwko kobietom
Odwiedziłam kiedyś koleżankę z liceum, siostrę Maristelle. W świetlicy klasztoru wisiała tablica, a na niej podobizny kilkunastu zakonnic. - „Czy to twoje poprzedniczki na stołku przełożonej?” – zażartowałam. - „Nie, to siostry z naszego zgromadzenia zgwałcone i zamordowane przez czerwonoarmistów” – odpowiedziała Maristella. „Niektóre, jak np. siostra Acutina, zginęły broniąc swoich podopiecznych, osieroconych dziewczynek” – dokończyła. Ścisnęło mnie za gardło.
Przypomniałam sobie potem nakręcony w 2016 r. polsko-francuski film pod tytułem „Niewinne”. To dramatyczna relacja, która oparta jest na prawdziwej historii młodej francuskiej lekarki spisującej w dzienniku swoje przeżycia z powojennej Polski. Według jej zapisów w pewnym klasztorze Benedyktynek zaatakowano i zgwałcono 45 zakonnic. Dwadzieścia z nich zmarło, natomiast wiele z tych, które przeżyły, zaszło w ciążę lub zostało zarażonych syfilisem. Zhańbionym kobietom zgotowano piekło na ziemi, nikt nie przyszedł im z pomocą. W połowie lat czterdziestych XX wieku strach przed czerwonoarmistami był tak powszechny, że w obawie przed ich okrucieństwem i zemstą dochodziło we wschodnich Niemczech do masowych samobójstw, jak np. w miasteczku Demmin w Meklemburgii, gdzie w ciągu czterech dni prawie tysiąc kobiet wraz z dziećmi powiesiło się, otruło lub utopiło w rzece na wieść o zbliżających się wojskach zwycięzców.
Marocchinate
Wprawdzie w zbiorowej pamięci szczególnie Rosjanie zapisali się jako sprawcy rozbojów i gwałtów, ale żołnierze zachodnich aliantów też sobie na nie pozwalali. Oni również popełniali masowe przestępstwa na tle seksualnym. Moja dziewięćdziesięcioczteroletnia znajoma – Maria Graf – opowiadała mi o wsiach w Szwarcwaldzie, w których wszystkie niewiasty od ósmego do osiemdziesiątego roku życia zostały zgwałcone, niektóre nawet wielokrotnie. Sporej części z nich później poderżnięto gardła. Sprawcami byli francuscy żołnierze pochodzący z Maroka, których Maria określiła jako „mordlustig”, czyli takich, którym zabijanie sprawiało przyjemność. We Włoszech nazywano takie postępowanie Marocchinate („czyny Marokańczyków”). Termin ten stosuje się tam do określenia masowych gwałtów i zabójstw popełnionych po marcu 1944 r. Zbrodnie owe zostały dokonane głównie przez dziesiątki tysięcy marokańskich Goumierów i innych żołnierzy kolonialnych z oddziałów Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego. Celem ich stały się cywilne kobiety i dziewczęta sojuszników. Według włoskich stowarzyszeń ofiar blisko 3 miliony kobiet z „wyzwalanych” wiosek padło ofiarą przemocy Goumierów.
Po 1945 r. seksualne ofiary wojny nie spotkały się ze społeczną empatią, ponieważ gwałt przez długi czas pozostawał tematem tabu. Były dowódca pokojowy ONZ, generał Patrick Cammaert, powiedział kiedyś: „Możliwe, że podczas konfliktu zbrojnego bardziej niebezpieczne jest bycie kobietą niż żołnierzem”. Sytuacja kobiet podczas działań wojennych nie uległa zmianie. Podczas wojny na Bałkanach, w latach 1992–1995, uważano, że gwałt jest skuteczną i najtańszą bronią. Tańszą niż amunicja czy benzyna do czołgów. Bronią niszczącą rodziny, ponieważ gwałty były celowo dokonywane na oczach małżonków i dzieci. To rodzaj okrucieństwa, którego nie można sobie wyobrazić. Inną traumą związaną z przemocą seksualną były ciąże – często gorsze niż sam gwałt. Nic dziwnego, że z urazami psychicznymi powstałymi w tamtych latach boryka się do dziś wiele ocalałych.
Obraz kobiety w krajach muzułmańskich
Gwałt występuje we wszystkich konfliktach zbrojnych jako forma szczególnego upokorzenia wroga. Metodę tę stosują również terroryści, np. milicja „IS” celowo wykorzystywała seksualne zniewolenie kobiet jazydzkich do egzekwowania swojej supremacji i brutalnego przywództwa.
Kolejnym przykładem może być Sylwester 2015, podczas którego w Kolonii ponad 600 kobiet padło ofiarą przemocy. Od tego czasu przestrzeń publiczna przestała być już dla nas kobiet bezpieczna.
Po opublikowaniu w kwietniu 2024 r. statystyk dotyczących przestępczości, bawarski minister spraw wewnętrznych, Joachim Herrmann stwierdził, że „niekontrolowana imigracja negatywnie wpływa na sytuację w zakresie bezpieczeństwa”. Od 2015 roku ilość ofiar gwałtów zbiorowych podwoiła się. Przez ostatnie 10 lat liczba przestępstw przeciwko samostanowieniu o charakterze seksualnym wzrosła w całym kraju ponad trzykrotnie, a odsetek podejrzanych o nie obcokrajowców wyniósł ok. 50%. Związek między masową imigracją a przestępczością jest oczywisty, nawet jeśli otwarcie się tego nie przyznaje. Warto jednak pamiętać, że wg ekspertów tylko 20% wszystkich przestępstw seksualnych jest zgłaszanych, co potwierdzają też moje znajome lekarki. Dla tureckiej działaczki na rzecz praw kobiet, Seyran Ates, liczby te pokazują, że „mamy do czynienia z młodymi mężczyznami dorastającymi w środowisku, w którym kobiety nie są warte tyle, co mężczyźni”. Potem model ten przenoszą do Europy, dlatego wiele kobiet z Bliskiego Wschodu, które uciekły z tego powodu, teraz w Niemczech znów musi się bać.
W wielu krajach gwałciciele dzieci i gwałciciele recydywiści poddawani są tzw. kastracji chemicznej. Podaje im się środek obniżający testosteron. Dane z krajów skandynawskich pokazują, że dzięki temu rozwiązaniu wskaźnik recydywy w przypadku przestępstw wobec dzieci spadł z 40% do 5%. Kolejnym problemem związanym z gwałtem jest wręcz śmieszny wymiar kar grożących za jego dokonanie. W Hamburgu za 2,5-godzinny gwałt zbiorowy na 15-letniej dziewczynie, tylko jeden z bandytów trafił do więzienia, a ośmiu dostało wyroki w zawieszeniu i skierowanie na prace społeczne. Jeżeli jakiś imigrant popełni odrażającą zbrodnię na kobiecie/kobietach, to często już kilka godzin później prokurator ogłasza: „Zakładamy, że podejrzany ma ograniczoną poczytalność” lub „ten pojedynczy przypadek”…
W funkcjonującej demokracji samostanowienie w kwestiach seksualnych i bezpieczeństwo powinny być nienaruszalne, gdyż stanowią one podstawę niezależnego życia wszystkich obywateli. Kiedy jednak kobiety na co dzień czują się zagrożone, wówczas oznacza to, że ten fundament najwyraźniej się chwieje.
Jolanta Helena Stranzenbach