Mrówka
Mieliśmy przyszywanego dziadka, który zastąpił nam naszego, zmarłego wcześnie i niespodziewanie. Wołaliśmy na niego „Mrówka”, a to za przyczyną komicznej miny, jaką nas w dzieciństwie rozbawiał. Zrób mrówkę! – prosiliśmy, na to dziadek wyjmował z ust obydwie „szuflady”, czyli protezy, i… brodą dotykał czubka swego nosa! Wyglądał naprawdę jak ogromna mrówka.
„Mrówka”, a tak naprawdę Teodor, był Poznaniakiem z krwi i kości. Urodził się w zaborze pruskim, więc podczas I wojny światowej służył w niemieckim wojsku. Doskonale wyszkolony przynależał do kompanii „maszynówek”, jak nazywał ciężkie karabiny maszynowe. Walczył m.in. pod „Werdunem” (Verdun), największej jatce tamtej wojny, która pochłonęła 700 tys. ofiar. „Nie chciałem zabijać Francuzów, więc mierzyłem powyżej ich okopów”, opowiadał. Podobnie „łagodnie” traktował ich podczas ataku na bagnety: „Wbijałem bagnet, ale go nie obracałem, by nie powodować śmiertelnych ran”.
Nie dla wszystkich „Mrówka” był tak łaskawy i humanitarny. Przekonał się o tym pruski oficer sadysta, który wysyłał Polaków do najbardziej niebezpiecznych zadań. Wracali z nich zdziesiątkowani. „Mrówka” zastrzelił Prusaka z pistoletu w okopie podczas silnej wymiany ognia z Francuzami. Żeby nie było widać, że strzał padł z boku, egzekucji dokonano przez chleb, który trzymał inny Polak. Po wojennej mordędze „Mrówka” nie odpoczął, ponieważ już w grudniu 1918 roku wybuchły w Poznaniu walki z Niemcami, które przerodziły się w Powstanie Wielkopolskie. Nareszcie mógł walczyć po polskiej stronie. Czynił to z wielkim poświęceniem, a że fachowości w żołnierskim fachu mu nie brakowało, także nader skutecznie.
O skuteczności „Mrówki” mieli się niebawem przekonać również bolszewicy, którzy w 1920 roku znaleźli się pod Warszawą. Na ratunek stolicy, z tysiącami innych ochotników, ruszył z Poznania także „Mrówka”.
Całą wyprawę kwitował jednym lekceważącym zdaniem: „Uciekali w takiej panice i popłochu, że nie trzeba było celować, wystarczyło wystrzelić i bolszewik spadał z konia.” Ze wszystkich opresji „Mrówka” wychodził cało, nie był nawet draśnięty. Dopadli go dopiero Niemcy na samym początku II wojny, zaraz po zajęciu Poznania, jesienią 1939 roku. Cios był straszliwy. Gestapo aresztowało Kazia, starszego z dwóch jego synów. Trudno dojść, co było tego przyczyną. Może odmowa podpisania Volkslisty, może udział „Mrówki” w Powstaniu Wielkopolskim, albo też chęć zastraszenia patriotycznej polskiej rodziny. Kaziu do domu nie wrócił. Został zamordowany w niemieckim obozie koncentracyjnym.
„Mrówka” – nasz przyszywany Dziadek – należał do tysięcy Polaków zmuszanych przez zaborców do bratobójczej często walki. Służyli oni bowiem we wrogich sobie armiach. Gdy jednak przyszedł czas najwyższej próby, 100 lat temu stanęli ramię w ramię i ZACHOWALI SIĘ JAK TRZEBA!
Bogdan Żurek