Lwów subiektywny
Obiecałem Państwu w poprzednim liście, że jakiś czas zanudzać Was będę opowieściami o Lwowie. Słowo się rzekło…
Dziś chciałem pochodzić z Państwem po mniej uczęszczanych przez turystów, a zwłaszcza wycieczki, miejscach. No, może z wyjątkiem Rynku, gdzie być się codziennie po prostu musi. Rynek bowiem to lwowski, ba!, ukraiński salon. Do anegdot nie należy wcale informacja, że dziewczyny z całej Ukrainy, gdy tylko przyjmą oświadczyny od swego chłopaka, jadą z nim do Lwowa. Zwiedzić miasto, pooddychać przedziwną atmosferą, a jak się ukradkiem mówi, by pokazać narzeczonemu prawdziwą kulturę, obyczaj i estymę, jaką należy okazywać kobiecie.
No więc Rynek, jak na salon przystało, Lwowianie, a zwłaszcza Lwowianki, nie odwiedzają w jakichś tam strojach. Na Rynek trzeba przyjść, jak do salonu, w pięknej sukience, z pełnym makijażem i na bardzo, bardzo wysokich obcasach. Co ostatnie jest wielkim wyzwaniem ze względu na jakość chodników. No cóż, szlacheckość zobowiązuje.
Na Łyczakowskiej wsiadłem w tramwaj i za całe dwie hrywny postanowiłem do końca przejechać trasę. A jest po co! Tramwaj z Łyczakowskiej skręca przy „Corso”, koło arsenału i wpycha się między uliczki Starego Miasta. Potem jedzie tuż obok chodnika przez Rynek. Dalej przetacza się koło Katedry Łacińskiej i jedzie w kierunku Parku Kościuszki, nad którym góruje katedra świętego Jura. Dalej i jeszcze dalej tramwaj wjeżdża między ogrody i stojące w nich przedwojenne wille. (Coś na kształt warszawskiej Saskiej Kępy). Po wojnie dzielnicę całą wysiedlili sowieci i zamieszkali w niej funkcjonariusze NKWD. Potem pętla i powrót. Wysiąść można wcześniej, przejść koło legendarnego hotelu „George” (nocleg od 50 do 150 złotych polskich). Zakończyć spacer można w restauracji „U Baczewskiego”. Drogo (jak na lwowskie warunki − obiad z alkoholem około 40 zł). W restauracji Baczewski (dawna najsłynniejsza fabryka wódek) poza jakąś setką nalewek kupić można, co było dla mnie pewnym zaskoczeniem, eleganckie laski ze srebrną rączką lub takąż gałką (żeby dojść do domu?).
No, ponieważ „U Baczewskiego” zasiedzieliśmy się troszkę, idziemy po zmroku do swojej kwatery. Oczywiście przez Rynek, gdzie tango tańczą dziesiątki par, potem wąskimi uliczkami, gdzie zapraszają nas do kolejnej knajpki. No i księżyc nad Górą Zamkową…
Taż ja tam po Lwowie co noc spaceruję
Od bramy do bramy, jak pies ja waruję
Od Kopca do Corsa, od Corsa do Dworca
Bez chwili urlopu, jak nocny dozorca
Po rynnach się ślizgam, po dachach się posuwam
I srebrzę i złocę, uważam i czuwam
I w każdym zaułku i na każdym zakręcie
Pilnuję tego Lwowa − na wasze przyjęcie
Kochani, jedźcie do Lwowa!
A póki co − całuję rączki. Gdy będziecie czytać ten list, będę we Lwowi. Może się spotkamy…
Krzysztof Dobrecki