Rozmowa z Tomaszem Bąkiem

laureatem 15. Nagrody Literackiej m.st. Warszawy w kategorii poezja

Jubileuszowa gala Nagrody Literackiej m.st. Warszawy odbyła się 18 czerwca na barce Nowa Fala przy Bulwarach Wiślanych. Podczas otwartego dla publiczności wydarzenia zostali ogłoszeni tegoroczni laureaci i laureatki w pięciu kategoriach: proza, poezja, literatura dziecięca (tekst i ilustracje), książka o tematyce warszawskiej oraz, po raz pierwszy, w kategorii komiks i powieść graficzna.

Laureatów wyłoniło jury w składzie: Justyna Sobolewska (Przewodnicząca Jury), Maciej Jakubowiak (Sekretarz Jury), Eliza Kącka, Jarosław Klejnocki, Anna Kramek- -Klicka, Agnieszka Sowińska oraz Karolina Szymaniak. Spośród ponad 700 zgłoszonych książek jurorzy wybrali pięć, a ich autorzy i autorki otrzymali nagrody pieniężne po 30 tysięcy złotych. Pozostali nominowani – po 5 tysięcy złotych.
Tytuł warszawskiego twórcy przyznano Piotrowi Sommerowi, a laureatami 15. Nagrody Literackiej m.st. Warszawy zostali: Andrzej Stasiuk, Tomasz Bąk, Katarzyna Jackowska- Enemuo, Marianna Sztyma, Błażej Brzostek, Wanda Hagedorn i Ola Szmida. Dzięki uprzejmości organizatorów miałam przyjemność porozmawiać w imieniu Mojego Miasta z Tomaszem Bąkiem, tegorocznym laureatem w kategorii poezja. Zapraszam do lektury.

M.G.: Tomku, na Twoim koncie niebywała wręcz liczba nagród i wyróżnień. Zostałeś m.in. Laureatem Konkursu Poetyckiego im. Klemensa Janickiego, nagrody VIII Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Złoty Środek Poezji”, Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius, Poznańskiej Nagrody Literackiej – Stypendium im. S. Barańczaka, Nagrody Literackiej Gdynia, a teraz i Laureatem Nagrody Literackiej m.st. Warszawy. Ogromne gratulacje! Zdradzisz nam, na ile jest to dla tak młodego twórcy błogosławieństwo, a na ile przekleństwo?

T.B.: Odpowiem zupełnie inaczej: nie jestem osobą przesadnie zainteresowaną ani błogosławieństwem, ani przekleństwem, nagrody to z jednej strony namacalne świadectwo tego, że ktoś gdzieś kiedyś ciepło pomyślał o tym, co robię, z drugiej – motywacja do wytężonej pracy, szukania dalej, patrzenia na rzeczy z innej perspektywy. Uczciwie dodam, że nagrody mogą też stanowić coś w rodzaju wytrycha: myślę, że to w dużej mierze dzięki nim mogłem wydać w zeszłym roku aż trzy różne książki poetyckie, trochę poeksperymentować, i nie ukrywam, że było to dla mnie bardzo interesujące doświadczenie. Jest też coś, co wypada powiedzieć, ale w moim przypadku to stwierdzenie faktycznie jest prawdą: nie myślę o nagrodach, gdy piszę kolejne książki, a gdy zaczyna się „sezon nominacji”, ja pisarsko jestem już w innym miejscu, realizuję nowy projekt lub po prostu zbieram sobie wiersze i głównie procesowi zbierania jestem oddany.

M.G.: W swoim „Traktacie binarnym” piszesz, że skrótowość formy dobrze robi na wieloznaczność. Widzimy tu pewną dynamikę przemian w odniesieniu do tego, do czego przywykliśmy w poprzednich tomach. Czy przesłaniem jest tu sprzeciw wobec tak wszechobecnego przegadania, medialno- -politycznego słowotoku, czy może jest to po prostu proces Twojej wewnętrznej przemiany, emigracji do źródła słowa, gdzie mniej znaczy więcej?

T.B.: Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak kalkulacja, ale obawiam się, że – podskórnie – w tym wszystkim jest bardzo dużo o tym, co internet i media społecznościowe robią z naszymi mózgami. Skupienie nagle stało się towarem mocno deficytowym, dlatego trzeba się sporo nagłowić, żeby dotrzeć do czytelnika w taki sposób, który będzie dla niego chociaż do pewnego stopnia dogodny. Pracuję teraz nad dość dużym, konceptualnym projektem, wracam do formy poematu, ale tym razem jest to poemat podzielony na mniejsze, bardziej przystępne części, możliwy do czytania w kawałkach, w spokojniejszej chwili, pomiędzy różnymi zajęciami. Zależy mi na tym, żeby obie niezbędne strony układanki: autor i czytelnik, miały w tym wszystkim nieco przyjemności, nawet jeśli miałaby być ona nazwana zabawą.

M.G.: Twój najnowszy tom cechuje pozorna amorficzność, dość śmiało odrzucasz reżim klasycznej formy literackiej przypisanej poezji. Pozornie, bo jednak obok tych krótkich, nieco rygorystycznych fraz, co drugi z Twoich wierszy składa się jednak w poemat. Skąd taki pomysł

T.B.: Poemat „M” napisałem dość dawno temu, w dużej części jeszcze przed publikacją „Bailoutu”, choć „napisałem” to dość duże słowo – poszczególne części to bardzo często zasłyszane lub przeczytane urywki, a sam proces przypominał do pewnego stopnia filatelistykę czy numizmatykę. Tekst dość długo dojrzewał na dysku i podczas prac redakcyjnych z Agnieszką Waligórą, w zasadzie na sam koniec redakcji, podjęliśmy decyzję, aby włączyć go do „O, tu jestem”. Dodanie go ciągiem nie wchodziło jednak w grę: tom składa się z dość krótkich jak na moje standardy tekstów i poemat wklejony w całości skupiłby na sobie zbyt wiele światła, mógłby się okazać nieco przytłaczający. Sposób konstrukcji książki, nawet przy założeniu, że czytamy od lewej do prawej i z góry na dół, stwarza czytelnikom wiele możliwości lekturowych i pozwala na powracanie do książki, by odkryć w niej coś nowego. Nie chcę podpowiadać konkretnych strategii, ale wydaje się, że można się „O, tu jestem” nieco pobawić.

M.G.: „O, tu jestem” jest tomem niezwykle wielowymiarowym, zarówno pod względem formalnym, jak i na poziomie treści myślowej. Z jednej strony mamy tu zamknięty mikrokosmos bezlitosnej arytmetyki codzienności, jednak potencjał znaczeniowy Twoich wierszy jest tak ogromny, że mimo wszystko wciąż stanowi on prezentację tylko wybranego fragmentu świata, który ma w domyśle rozciągać się poza polem widzenia autora na rzecz domysłu czytelnika. Czy jest coś, co w tym kontekście zaskakuje Cię podczas spotkań autorskich, rozmów z innymi twórcami, tudzież krytyką literacką? Czy spotykasz się czasem z nieco mniej oczywistym odbiorem Twoich wierszy?

T.B.: Zaskoczenie podczas wieczoru autorskiego wcale nie musi wiązać się z odbiorem wierszy i dość często zdarza mi się odpowiadać na pytania, które, nawet biorąc pod uwagę pewną „globalność” poruszanych przeze mnie tematów, nie wynikają w żaden sposób z tego, co napisałem – a mimo to padają, i coś z nimi muszę zrobić. Kilka lat temu zdarzyło mi się rozmawiać z panem, który przywołał wypowiedź aktora z popularnego programu telewizji śniadaniowej, a ja bardzo chciałem udzielić odpowiedzi – dlatego mniej lub bardziej nieporadnie starałem się odnieść do tezy i wypowiedzieć zdanie, na które obie strony mogłyby przystać. Proszę jednak nie zrozumieć mnie źle: każdy z nas przychodzi na spotkanie autorskie z pewnym bagażem doświadczeń i lektur, każdego też nurtują jakieś pytania, więc zrozumiałe, że staramy się uzyskać odpowiedź. Nie wiem, czy jestem najlepszą osobą, by takiej odpowiedzi udzielić, ale jeśli ktoś powierza mi swoje pytanie, staram się powiedzieć coś, co nie będzie leżało daleko od prawdy – przynajmniej tak, jak ja ją postrzegam.

M.G.: Na koniec pytanie nieco podchwytliwe. Tomasz Sosnowski w swoim wierszu „Hegel” pisze: „(...) takich autorów, u których można szukać nie tylko przemijającej myśli, lecz głębokiej i prawdziwej rozkoszy, nie ma tak wielu, jak by się mogło zdawać.” Jak odniósłbyś się do tej myśli? I kto jest Twoim Heglem?

T.B.: Odpowiem na to pytanie z bardzo uprzywilejowanej pozycji, bo przez ostatnich jedenaście lat udało mi się przy okazji poszczególnych książek uzyskać patronaty bardzo ważnych dla mnie twórców: Andrzeja Sosnowskiego, Marcina Sendeckiego, Miłosza Biedrzyckiego, Darka Foksa i Szczepana Kopyta, a kolejne tomy wydaję na ogół u świetnego i ważnego dla mnie poety, Mariusza Grzebalskiego. Dzięki temu mogę swoich idoli nie tylko czytać, ale także, do pewnego stopnia, jakoś się z nimi zaprzyjaźniać, co jest dla mnie dużą sprawą.

M.G.: Dziękuję za rozmowę i w imieniu czytelników Mojego Miasta życzę niekończącej się inspiracji oraz wielu kolejnych sukcesów.

Małgorzata Gąsiorowska

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

 

Polityka cookies

Przeglądarki internetowe domyślnie dopuszczają umieszczanie plików „cookies/ciasteczek”, czyli informacji zapisywanych na urządzeniach „komputerowych” użytkowników.

Ustawienia przeglądarek internetowych mogą zostać zmienione tak, aby blokować automatyczną obsługę plików „cookies/ciasteczek” lub informować o próbach ich każdorazowego przesłania do urządzenia wykorzystywanego przez użytkownika. W celu skonfigurowania opcji swojego urządzenia w zakresie wyrażenia zgody na zapisywanie plików cookies oraz określenia zakresu zapisywanych cookies możesz zmienić ustawienia wykorzystywanej przez Ciebie przeglądarki internetowej. O zarządzaniu plikami Cookies w poszczególnych przeglądarkach można znaleźć informacje na stronach:
•    Internet Explorer: http://support.microsoft.com/kb/196955/pl
•    Firefox: http://support.mozilla.org/pl/kb/ciasteczka
•    Chrome: http://support.google.com/chrome/bin/answer.py?hl=pl&answer=95647
•    Opera: http://help.opera.com/Linux/12.10/pl/cookies.html
•    Safari: http://support.apple.com/kb/HT1677?viewlocale=pl_PL&locale=pl_PL
W ramach naszych stron i serwisów internetowych wykorzystujemy następujące rodzaje plików cookies:
a)    pliki cookies przechowujące identyfikator sesji, który jest niezbędny do przechowania informacji o fakcie bycia zalogowanym w serwisie lub wypełnienia formularza;
b)    count – cookie służące do zliczania ilości odwiedzin na stronie;
c)    NID, PREF – Google Maps dostarczający interaktywne rozwiązania w zakresie map, które umożliwia podmiotom publikującym treści na dołączanie do ich stron dopasowanych do sytuacji interaktywnych map,
d)    Cookie Google Analytics;
e)    cookie dotyczące ustawień okna przeglądarki;

W przypadku, gdy użytkownik nie dokonana zmiany domyślnych ustawień przeglądarki internetowej w zakresie ustawień cookies, pliki te będą zamieszczone w urządzeniu końcowym użytkownika. Wyłączenie lub zmiana domyślnych ustawień plików cookies może spowodować utrudnienia w korzystaniu z niektórych naszych stron i serwisów internetowych.