Jak to z małżonkami dawniej bywało
W dawnych czasach kobiety stawały się pełnowartościowymi członkami społeczeństwa dopiero jako żony i matki. Małżeństwo było więc bardzo ważnym etapem w ich życiu. Wyjątek stanowiły te białogłowy, które się decydowały na poświecenie w służbie Bogu i wstępowały do zakonu. Rola kobiet była z góry określona. Niewiasty miały być delikatne, uczuciowe i posłuszne mężowi, a ich zainteresowania powinny były ograniczać się do gospodarstwa domowego, wychowywania dzieci i troski o męża. Niemiecki filozof Emanuel Kant twierdził nawet, że nauka szkodzi urodzie i kobiecości. Mimo że matka była najbardziej szanowaną osobą w rodzinie, to decyzję o wyborze narzeczonego podejmował ojciec albo inny mężczyzna z rodu, gdy ojca zabrakło. Dziewczyny wydawano za mąż w wieku 17−18 lat za pana młodego, który był najczęściej 10 lat starszy od oblubienicy. Zdarzało się też, że czternastolatki wydawano za czterdziestolatków. Chłopskie stadła bywały często szczęśliwsze niż szlacheckie, bo małżonkowie w pierwszym związku byli zazwyczaj rówieśnikami. Przed ślubem narzeczeni często widzieli się kilka razy i zamieniali ze sobą nie więcej niż parę słów. Młodzi musieli się pogodzić z tym, że wiążą się dożywotnio z właściwie obcymi osobami.
Cudzoziemców dziwiła nieraz wysoka pozycja społeczna kobiet w dawnej Polsce. Brak mężczyzn w domach, wynikający z burzliwej historii, sprawiał, że to one zarządzały majątkiem, prowadziły rachunki i pertraktowały z handlarzami i dzierżawcami. Dodatkowo na Kresach Wschodnich wciąż istniało zagrożenie grabieżą i porwaniem w niewolę tatarską lub turecką (jasyr) i dlatego już młode dziewczyny uczono obchodzenia się z łukiem i bronią palną.
Wesela i uprowadzenia
Małżeństwo gwarantowało nierozerwalność związku dwóch rodzin i wiązało się z przyrostem majątku. Niejednokrotnie ojcowie, wiedząc, że nie pożyją długo, wyznaczali kandydata na męża na mocy zapisu testamentowego. Decyzje te były wiążące, gdyż nikt nie odważyłby się sprzeciwić woli zmarłego, bo przecież z umarłymi się nie dyskutuje. Tradycją polską stały się huczne uroczystości weselne trwające wiele dni, a nawet tygodni. Podkreślano w ten sposób wysoki status majątkowy i potęgę rodu. Zdarzało się i tak, że z obawy przed ruiną finansową organizowano porwanie panny przez odpowiedniego kawalera. Ojciec błogosławił wtedy wyskakującą przez okno córkę, a potem przed sąsiadami i krewnymi lamentował i rwał włosy z głowy..
Stare panny
Prawie do połowy XIX wieku w całej Europie żołnierze, biedota, czeladnicy (z braku własności) nie mogli zawierać związków małżeńskich. Odwrotnie do mistrzów cechowych, którzy płacili kary pieniężne, zwane „bykowym”, gdy w odpowiednim czasie nie założyli rodziny. Gdy kobieta nie wyszła przed trzydziestką za maż, jej pozycja społeczna spadała. Tak zwane „stare panny” były lekceważone przez otoczenie, nie mogły dysponować własnym majątkiem i znajdowały się pod kuratelą męskiego członka rodziny.
Godne życie zapewniało im tylko wstąpienie do zakonu, gdyż prawo kościelne dawało kobiecie wyższy status niż prawo świeckie. Do tego zakony żeńskie były centrami kultury i kształcenia.
Historia ślubnej bieli
Moda ślubna zmieniała się na przestrzeni stuleci. Przez długi czas szlachcianki i wieśniaczki nosiły chętnie żywe i jaskrawe kolory (z wyjątkiem czerwieni zarezerwowanej dla prostytutek). Strój panny młodej był dostosowany oczywiście do statusu jej rodziny, a najwyższy poziom kunsztu krawców i hafciarek reprezentowały suknie magnatek. W Polsce duże zmiany w damskich strojach nastąpiły w XVII wieku wraz z przybyciem na dwór francuskich arystokratek. Wtedy polskie damy zaczęły nosić suknie z dekoltami, odsłaniające ramiona, co wzbudzało początkowo u tradycjonalistów i moralistów oburzenie, o czym można przeczytać w utworze pt.: „Nagana szpetnym piersiom”:
„Brzydkie cycochy, najplugawsze ciało. Co to wisicie jako dwa harbuzy, Na womit mi się, widząc was, zebrało, Bo u piekielnej takie są Meduzy.”
Ponieważ materiały były bardzo drogie, w rodzinach mieszczańskich panny młode zakładały najczęściej ciemne suknie i tylko wianek i welon wyróżniały je od reszty towarzystwa. Gorset w sukni był tak wszyty, że można go było poszerzyć o kilka rozmiarów i strój ślubny służył przez następne kilkanaście lat jako ubiór świąteczny. Dzisiaj ze ślubem kojarzy się biała kreacja, ale dawniej w niektórych krajach kolor biały związany był z żałobą. Dopiero uroczystość zaślubin angielskiej królowej Wiktorii (w 1840 r.), która wystąpiła na niej w białej satynowej sukni, rozpoczęła – najpierw w wyższych sferach − modę na białe suknie ślubne. Dziesięć lat później pojawiły się specjalne katalogi z modą dla panien młodych.
Wdowi los
O ile mężczyźni szybko żenili się ponownie po śmierci małżonki, to kobiety, z uwagi na dobro dzieci (i swoje), często do końca życia nosiły wdowie szaty. Jako wdowy były zabezpieczone finansowo, mogły dysponować całym majątkiem małoletnich dzieci, cieszyły się więc „wolnością” i szacunkiem. Zaś z ponownym zamążpójściem kobiety traciły swoją niezależność, a nowy małżonek, w majestacie prawa, mógł przehulać majątek swoich pasierbów. Zdarzały się sprytne damy, które ceniąc sobie bardziej życie w stadle niż niezależność, zabezpieczały się intercyzą przed rozrzutnością kolejnych mężów.
Biznes matrymonialny
Przez stulecia małżeństwo było kontraktem finansowym. Mężczyźni dzięki niemu się bogacili, a kobiety zabezpieczały sobie byt. W konserwatywnej Bawarii wśród młodych rolników nadal popularnością cieszy się powiedzenie: Liebe vergeht − Hektar besteht (miłość umyka, a hektar nie znika). Jednak generalnie instytucja małżeństwa we współczesnym świecie zdecydowanie straciła na znaczeniu. Spora część par nie legalizuje związku w ogóle. Niektórzy czynią tak z pobudek finansowych, gdyż np. samotne matki korzystają z wielu przywilejów. Inni idą z tzw. duchem czasu. Dzisiejsze kobiety mają wybór. Mogą, ale nie muszą, wychodzić za mąż. Stare panny nie są już obiektem kpin. Stały się singielkami – niezależnymi kobietami, które samodzielnie decydują o tym, co dla nich dobre. Nowoczesne małżeństwo również się zmieniło. Kobieta w nim przestała być „kurą domową”, a stała się partnerką. Jedno się nie zmieniło – matka to wciąż najważniejsza osoba w życiu każdego z nas.
Jolanta Helena Stranzenbach