Felieton o felietonie
Często jestem podpytywany, skąd czerpię tematy na swoje felietony.
Prawdę mówiąc, nie wiem. Do końca nie mam pojęcia, o czym to będzie mój kolejny felieton. Z tego też powodu nie planuję i odkładam pisanie na ostatnią chwilę. Dopiero gdy stoję pod ścianą, gdy drukarnia przebiera już nogami, siadam do komputera. Chwytam się – jak tonący brzytwy – pierwszego z brzegu tematu i piszę, dalej nie mając pojęcia, czym i jak to się zakończy…, a kończy się częstokroć daleko od pierwotnego pomysłu.
Weźmy jako przykład obecną sytuację. Za kilka dni drukujemy najnowsze wydanie Mojego Miasta. Numer już złożony, zapięty na ostatni guzik, tylko felietonu redaktora brak. Szukam gorączkowo w myślach tematu, a tam pustka i nagle – ni z tego, ni z owego – JEST!… Przecież trwa zimowa olimpiada w Korei… – że też od razu na to nie wpadłem. Pojechaliśmy tam potężną ekipą zawodników, trenerów, działaczy, o dziennikarzach nie wspominając, wiedząc doskonale, że medale mogą wywalczyć wyłącznie nasze Orły. Liczyliśmy na maksa, a więc na medali siedem. Trzy na zwykłej skoczni, trzy na dużej, no i jeden zespołowo. Wyszły z tego dwa – złoty Stocha i brązowy drużynowo i choć do zamknięcia igrzysk prawie tydzień (piszę w trakcie zawodów), więcej ich nie będzie. Nie będzie i koniec, choć nasi komentatorzy sportowi mamią nas, że może jeszcze Justyna Kowalczyk pokaże. Tymczasem Justynka nic nie pokaże, bo lata świetności ma już za sobą. Za to nasi sprawozdawcy, bez względu na wiek, kwitną coraz bardziej. Relacjonują przeważnie w parze, dyskutując i przekrzykując się bez chwili przerwy. Słowotok spływa na telewidza, a nalanej z nim wody więcej niż w Bałtyku. Jej poziom wzrasta podczas transmisji z mniej popularnych dyscyplin, o których komentujący pojęcie mają mizerne, więc brak konkretów zastępują zwykłym gadulstwem.
eżeli już o „laniu wody” mowa, to śmigus- -dyngus u drzwi nam stoi. Wspominam go przy okazji zbliżającej się Wielkanocy, która w tym roku zawita do nas szybciej, bo już 1 kwietnia i nie jest to żaden prima aprilis. Życzę więc Wesołych Świąt, z nadzieją, że teraz już wiadomo, jak rodzą się u mnie felietonowe tematy.
Bogdan Żurek