BAYREUTH PÓŁNOCY OŻYŁO
Powrót Richarda Wagnera na scenę Opery Leśnej w Sopocie po prawie 80 latach przebiegł bez wielkiej pompy, ale w pogodnej atmosferze. Podczas pierwszego Baltic Opera Festival w Gdańsku i Sopocie, od 14 do 17 lipca 2023 r., pokazano dwie skrajnie różne produkcje muzyczne: operetkę Karola Szymanowskiego "Loteria na mężów, czyli narzeczony nr 69" oraz "Latającego Holendra" Wagnera.
Loteria dla starych panien
Spektakl otwierający Festival, czyli „Loterię na mężów..." w reżyserii Marcina Sławińskiego zaprezentował goszczący w Gdańsku zespół Opery Krakowskiej. Akcja operetki rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, a temat – poszukiwanie partnera życiowego – jest wciąż aktualny. Wojciech Tomczyk wzbogacił przeszło stuletnie libretto Juliana Krzewińskiego- Maszyńskiego o współczesne dialogi. Wśród bohaterów są Sherlock Holmes i Herkules Poirot, pojawia się też cytat z filmu „Forrest Gump”: „Życie jest jak pudełko czekoladek".
Zbiorowymi bohaterami są członkinie Klubu Starych Panien i panowie należący do Klubu Wesołych Wdowców. Jak łatwo się domyślić, stare panny gotowe są zmienić swój status, natomiast wdowcy wolą cieszyć się wolnością. Ale operetka kończy się szczęśliwie, dwie zakochane pary łączą się bez pomocy tytułowej loterii, która okazuje się sprytnym oszustwem.
Obok doświadczonych śpiewaków, jak Magdalena Barylak i Tomasz Kuk, na scenie Opery Bałtyckiej w Gdańsku wystąpili młodzi adepci i absolwenci Akademii Operowej przy Teatrze Wielkim w Warszawie. Śpiewakom towarzyszyła orkiestra pod batutą dyrektora artystycznego Opery Krakowskiej, Piotra Sułkowskiego. Publiczność, zarówno polska, jak i zagraniczna, bawiła się tego wieczoru znakomicie.
„Leśny” Holender
„Latający Holender” Richarda Wagnera jest opracowaniem skandynawskiej legendy o żeglarzu-wiecznym tułaczu (tytułowy Holender). Co siedem lat schodzi on na ląd, aby znaleźć kobietę, która byłaby mu wierna aż do śmierci. Pewnej burzliwej nocy spotyka kapitana norweskiego statku Dalanda, który, skuszony bogactwem Holendra, obiecuje mu za żonę swoją córkę, Sentę. Ta dobrze zna historię nieszczęśnika i marzy o tym, że to właśnie ona uwolni go od klątwy. Senta i Holender zakochują się w sobie. Ale dziewczynę kocha też młody myśliwy Eric, który próbuje ją odzyskać. Holender staje się przypadkowym świadkiem ich dramatycznej rozmowy i wyciąga z niej fałszywe wnioski. Myśląc, że znów został zdradzony, powraca na okręt. Dziewczyna skacze z klifu do morza, w ślad za odpływającym statkiem, który tonie. Po chwili nad powierzchnią wburzonego morza pojawiają się sylwetki Holendra i Senty w czułym objęciu. Operę kończy promienny akord D-Dur, symbolizujący wybawienie głównego bohatera.
„Holendra...” wystawiono wykorzystując naturalną scenerię Opery Leśnej. Oczom widzów ukazał się wrak statku, na tle ciemnej ściany lasu, rozświetlanej raz po raz dyskretnymi błyskami, to znów wiązkami ostrzejszego światła. Wszystko to potęgowało nastrój tajemniczości. Holender wyłonił się z lasu wraz z grupą tancerzy. Jego biały frak kontrastował z ubogimi strojami marynarzy i prządek. Wizerunek Holendra, w który wpatruje się Senta, to naturalnej wielkości biała, szmaciana kukła. Na końcu bohaterka przecina sobie gardło nożem i zastyga jak posąg, podtrzymywana przez troje tancerzy ze świty Holendra. Reżyserzy nie zaznaczyli wyraźnie wątku wyzwolenia bohatera przez miłość, co mnie trochę rozczarowało; jest to bowiem ważny motyw w twórczości Wagnera.
Orkiestra Opery Bałtyckiej pod batutą Marka Janowskiego imitowała z narastającym impetem odgłosy burzy, a fragmenty liryczne wykonywała z dużą dozą ciepła. Na scenie wystąpili soliści polscy i niemieccy. Najlepiej wypadł tenor Dominik Sutowicz jako Sternik, który wzruszająco zinterpretował arię „Mit Gewitter und Sturm aus fernem Meer". Andrzej Dobber (Holender) czarował głębokim basem, brzmiącym szlachetnie we fragmentach lirycznych, a dramatycznie w tych, w których jego bohater żalił się na swój tułaczy los. Świetne wokalnie i aktorsko były Richarda Merbeth jako Senta i Małgorzata Walewska jako Mary. Franz Havlata w roli Dalanda pojawił się na scenie jako starzec na wózku inwalidzkim, któremu siły i witalność przywraca wizja bogactwa przyszłego zięcia.
Chór Opery Bałtyckiej miał problemy z niemiecką wymową, choć prządki śpiewały wyraźniej niż marynarze w trzecim akcie. Polskim widzom to nie przeszkadzało, bo czytali wyświetlane tłumaczenie. Ale jeśli Opera Leśna ma znów przyciągać wagnerianów z całego świata, chór powinien popracować nad dykcją. Trzeba też lepiej przygotować polską publiczność do odbioru dzieł Wagnera. Kompozytor chciał, aby jego dramaty muzyczne odbierać jako całość i nie oklaskiwać poszczególnych części. Tymczasem publiczność Opery Leśnej przyjęła gorącymi brawami uwerturę, oraz duet Senty i Holendra w drugim akcie. Z drugiej strony taka reakcja świadczy o tym, że Polacy nie demonizują Wagnera i potrafią go dobrze przyjąć, mimo historycznych obciążeń. Wielka w tym zasługa Tomasza Koniecznego.
Czekamy na kolejne edycje Baltic Opera Festival.
Jolanta Łada-Zielke